piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 3


Obudziłam się z okropnym bólem pleców. Klnąc pod nosem dlaczego do cholery jasnej od razu nie położyłam się w mięciutki wygodnym łóżeczku a nie kurwa, na tym fotelu. Wygrzebałam się jakoś z fotela i poszłam do kuchni. Nastawiłam wodę na kawę, przy okazji patrząc na zegarek który wskazywał 10.00. I w tym momencie właśnie powinnam zacząć pracę. Ale jestem za bardzo zmęczona aby użerać się z kimkolwiek. Utworzyłam lodówkę gdzie „wysypywało” się jedzenia a ja nie mogłam nic znaleźć dla siebie więc z szuflady wyciągnęłam batonik Mars. Wgryzając się w niego, kliknął czajnik oznaczając, że woda się już zagotowała. Zalałam kawę, wzięłam paczkę papierosów i poszłam na balkon. Widok był przepiękny, kochałam siedzieć tutaj od rana do wieczora. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu który dobiegał z drugiego końca domu. Nie chciało mi się stać więc wsłuchałam się w piosenkę która leciała i odpaliłam papierosa. Zaciągnęłam się kilka razy, lecz osoba która próbowała się do mnie dodzwonić była strasznie nachalna. Ruszyłam swój tyłek i poszła po telefon. Na wyświetlaczu widniał napis „Robin” -mój chłopak. Po chwili namysłu nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Tak? -powiedziałam dość zachrypniętym głosem
-No w końcu zechciało Ci się odebrać ode mnie telefon. -powiedział szorstko.
-Nie słyszałam go, byłam na balkonie.
-Ta jasne. Słuchaj idziemy z ekipom dzisiaj na koncert idziesz z nami?
-Nie chce mi się za bardzo ruszać z domu więc.... -nie zdążyłam dokończyć bo Robin wtrącił mi się w zdanie.
-O 19 po ciebie przyjadę.- i się rozłączył.
-Dupek. -powiedziałam sama do siebie rzucając telefonem na kanapę. Dokończyłam palenie i picie kawy na balkonie po czym poszłam wykonać wszystkie poranne czynności. Zajęło mi to wszystko z półtorej godziny. Przez resztę dnia leniuchowałam i jadłam.
Godzina 18.45
Poprawiłam sobie makijaż i narzuciłam na siebie czarną skórę a do tego ubrałam czarne szpilki. Ogółem cała byłam ubrana na czarno nie wliczając srebrnego napisu na bluzce. Schowałam telefon do kieszeni i byłam gotowa do wyjścia. Spojrzałam jeszcze szybko na zegarek który wskazywał równo godzinę 19.00.
Wychodząc z budynku zimny wiatr powiał mi prosto w twarz rozwiewając moje długie kręcone włosy we wszystkie strony świata. Rozjarzałam się dookoła i zobaczyłam czarnego mercedesa, którym jeździ Robin. Powolnym krokiem udałam się do niego. Wsiadając do samochodu na kilometr można było zobaczyć, że Robin nie jest w najlepszym humorze. Jak by mu ktoś wsadziła kraba do majtek.
-Cześć. -uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
-Spóźniłaś się.
Popatrzyłam na zegarek i była 19.08
-Tylko 8 minut weź nie przesadzaj.
-Ta ty przez te 8 minut się pieprzyłaś z kosmetykami a ja tu jak ten debil na ciebie czekałem. -powiedział rozwścieczony odpalając silnik.
-Każdemu się może zdarzy spóźnić kilka minut a ty już kurwa takie wonty. A żebym chociaż chciała iść na ten jebany koncert....
Między nami powstałą napięta atmosfera, żadne z nas nie odezwało się do siebie anie jednym słowem.
Dojechaliśmy pod halę koncertową. Było już bardzo dużo ludzi. Wysiadając z samochodu zobaczyłam chłopaków, Amandę i resztę dziewczyn. Amanda była jedyną z pięciu dziewczyn które szczerze lubiłam. Reszta z nich to głupie sztuczne suki, które na każdym kroku liżą mi dupę dlatego, że mam więcej kasy od nich i jestem z Robinem. Wszyscy do nas podeszli i się przywitali. Każdy zaczął z kimś o czymś gadać a ja stałam z boku. Nie mając ochoty z nikim gadać, a tym bardziej być na tym koncercie.
Podeszła do mnie Alicja z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Zapowiada się niesamowity koncert.
-Skąd ta pewność? -zapytałam ją ironicznie, po czym zarzuciłam włosy na plecy.
Alicja skinęłam głową na chłopaków. Conor podawał Robinowi jakieś proszki i trawę.
Podeszłam do Robina i chwyciłam go za rękę.
-Jak ty chcesz potem wracać do domu?- zapytałam ściszonym głosem.
Nie raz widziałam już go naćpanego i wcale nie uśmiechało mi się to. Stawał się wtedy bardo agresywny, nie raz pobił się z którymś z chłopaków a nawet zdarzyło mu się zakatował Carly która próbowała go uspokoić.
-O mnie się nie martw. Jestem już dużym chłopcem i umiem o siebie zadbać.-powiedział po czym wyrwał rękę z mojego uścisku.
Ja na to wszystko tylko przewróciłam oczami. Wiedziałam, że to wszystko źle się skończy...
Byliśmy już w hali. Wszyscy się o siebie ocierali chcąc być jak najbliżej sceny.
Po 15 minutach koncert się zaczął. Była to jakaś grupa rockowa. Wszyscy świetnie się bawili. A na chłopaków trawa i inne proszki zaczęły już działać. Darli się, świrowali, przepychali i próbowali poderwać jakieś laski,albo lizali się z któraś z dziewczyn z naszej paczki.
Poczułam jak ktoś od tyłu mnie łapie i przytula. Gwałtownie się obróciłam a stał tam Robin.
-Hej skrabie, jak się bawisz? -zapytał zbliżając swoją twarz do mojej.
-Bywało lepiej. A tobie już nagle wszystko minęło?
-Kochanie, nie bądź taka pamiętliwa weź wyluzuj. -powiedział zaciągając się ziołem.
-Chcesz spróbować? -podał mi to pod twarz.
Mimo iż jakiś głos w mojej głowie mówił mi aby tego za żadne skarby świata nie brałam, to ja jak zwykle zrobiłam mu na przekór i raz się zaciągnęłam. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, a na twarzy Robina gościł uśmiech.
-A wiesz co teraz zrobię? -powiedział mi na ucho, przyciągając mnie jeszcze mocniej do siebie.
Zrobiłam zaciekawioną miną po czym on wpił swoje usta w moje. Całowaliśmy się tak przez dłuższą chwilę kiedy to do niego podbiegł Conor wskakując mu na plecy.
Krzyczał wiele niezrozumiałych mi zdań wyłapywałam tylko trawa, laska, seks, alkohol, gnojek.
Nic z tego nie wywnioskowałam, ale najwidoczniej Robin tak bo odpowiedział mu krótkie nieusłyszane zdanie. Po czym razem ruszyli.
Robiło się już całkiem gorąco, ponieważ nie tylko nasza ekipa wpadła na pomysł by się „rozluźnić” . Gdzie niegadzie ludzie zaczynali się bić, rozwalać szklane butelki o siebie. Jedna wręcz przeleciała mi milimetr koło twarzy. Stawało się coraz gorzej, a mój mózg na tyle racjonalnie myślał i podpowiedział mi jedno stanowcze słowo SPIERDALAJ! Tak więc i zrobiłam. Przeciskałam się prze tłum nawalonych ludzi aby stąd wyjść, kiedy ktoś mnie złapał mocno za rękę i przyciągnął do siebie- był to Robin. Miał podbite oko i był nieźle wkurwiony. Zupełnie inny człowiek niż przed 10 minutami.
-Gdzie ty kurwa idziesz? -wycedził przez zęby, mocniej łapiąc mnie jeszcze mocniej za rękę.
-Wychodzę stąd. -powiedziałam lekko drżącym głosem. Bo wiedziałam, że on już nad sobą nie panuje.
-Sama? -rozejrzał się wokół nas.
-No tak, a z kim mam iść? -zapytałam nie wiedząc o co mu chodzi.
-Nie kłam szmato! Doskonale wiem, że mnie zdradzasz! Tylko z kim do cholery jasnej?! Ja Ci już nie wystarczam?!- Zaczął na mnie krzyczeć i szarpać.
-Co ty do cholery jasnej wygadujesz?! Przecież wiesz doskonale, ze Cię nigdy nie zdradziłam!
-Kłamiesz!-powiedział popychając mnie w tłum.
Nie utrzymałam równowagi więc upadłam. Po chwili poczułam jak ktoś mnie podnosi- Robin.
-Nigdy więcej mnie nie zdradzisz! -wysyczał przez zęby po czym uderzył mnie w brzuch i puścił.
Nie wytrzymałam bólu więc upadlam na kolana. Robin patrzył się jeszcze przez chwilę na mnie po czym odszedł spluwając w moją stronę.
Zgięłam się w pół z bólu i poczułam jak czyjeś ręce oplatają mnie i podnoszą przede mną stał...
_____________________________
Okej... teraz już wiem, że nie chwali się dnia przed zachodem słońca. Pochwaliłam was za 7 komentarzy pod 1 rozdziałem a pod 2 były tylko 2 *smutno*, więc postanowiłam robić coś takiego 5 komentarzy=Nowy rozdział ; ) 
Czytasz=Komentuj

2 komentarze:

  1. Oh Justin wybawca pojawia się zawsze kiedy tego potrzeba :) Jestę filozofę. Ogólnie rozdział fajny ;)
    @CheshireCat0102

    OdpowiedzUsuń
  2. sddddaaa nastepny dawaj , jest swietny :)

    OdpowiedzUsuń