Obudziłam się z okropnym bólem
pleców. Klnąc pod nosem dlaczego do cholery jasnej od razu nie
położyłam się w mięciutki wygodnym łóżeczku a nie kurwa, na
tym fotelu. Wygrzebałam się jakoś z fotela i poszłam do kuchni.
Nastawiłam wodę na kawę, przy okazji patrząc na zegarek który
wskazywał 10.00. I w tym momencie właśnie powinnam zacząć pracę.
Ale jestem za bardzo zmęczona aby użerać się z kimkolwiek.
Utworzyłam lodówkę gdzie „wysypywało” się jedzenia a ja nie
mogłam nic znaleźć dla siebie więc z szuflady wyciągnęłam
batonik Mars. Wgryzając się w niego, kliknął czajnik oznaczając,
że woda się już zagotowała. Zalałam kawę, wzięłam paczkę
papierosów i poszłam na balkon. Widok był przepiękny, kochałam
siedzieć tutaj od rana do wieczora. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie
dźwięk telefonu który dobiegał z drugiego końca domu. Nie
chciało mi się stać więc wsłuchałam się w piosenkę która
leciała i odpaliłam papierosa. Zaciągnęłam się kilka razy, lecz
osoba która próbowała się do mnie dodzwonić była strasznie
nachalna. Ruszyłam swój tyłek i poszła po telefon. Na
wyświetlaczu widniał napis „Robin” -mój chłopak. Po chwili
namysłu nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Tak? -powiedziałam dość
zachrypniętym głosem
-No w końcu zechciało Ci się odebrać
ode mnie telefon. -powiedział szorstko.
-Nie słyszałam go, byłam na
balkonie.
-Ta jasne. Słuchaj idziemy z ekipom
dzisiaj na koncert idziesz z nami?
-Nie chce mi się za bardzo ruszać z
domu więc.... -nie zdążyłam dokończyć bo Robin wtrącił mi się
w zdanie.
-O 19 po ciebie przyjadę.- i się
rozłączył.
-Dupek. -powiedziałam sama do siebie
rzucając telefonem na kanapę. Dokończyłam palenie i picie kawy na
balkonie po czym poszłam wykonać wszystkie poranne czynności.
Zajęło mi to wszystko z półtorej godziny. Przez resztę dnia
leniuchowałam i jadłam.
Godzina 18.45
Poprawiłam sobie
makijaż i narzuciłam na siebie czarną skórę a do tego ubrałam
czarne szpilki. Ogółem cała byłam ubrana na czarno nie wliczając
srebrnego napisu na bluzce. Schowałam telefon do kieszeni i byłam
gotowa do wyjścia. Spojrzałam jeszcze szybko na zegarek który
wskazywał równo godzinę 19.00.
Wychodząc z
budynku zimny wiatr powiał mi prosto w twarz rozwiewając moje
długie kręcone włosy we wszystkie strony świata. Rozjarzałam się
dookoła i zobaczyłam czarnego mercedesa, którym jeździ Robin.
Powolnym krokiem udałam się do niego. Wsiadając do samochodu na
kilometr można było zobaczyć, że Robin nie jest w najlepszym
humorze. Jak by mu ktoś wsadziła kraba do majtek.
-Cześć.
-uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
-Spóźniłaś się.
Popatrzyłam na
zegarek i była 19.08
-Tylko 8 minut weź
nie przesadzaj.
-Ta ty przez te 8
minut się pieprzyłaś z kosmetykami a ja tu jak ten debil na ciebie
czekałem. -powiedział rozwścieczony odpalając silnik.
-Każdemu się może
zdarzy spóźnić kilka minut a ty już kurwa takie wonty. A żebym
chociaż chciała iść na ten jebany koncert....
Między nami
powstałą napięta atmosfera, żadne z nas nie odezwało się do
siebie anie jednym słowem.
Dojechaliśmy pod
halę koncertową. Było już bardzo dużo ludzi. Wysiadając z
samochodu zobaczyłam chłopaków, Amandę i resztę dziewczyn.
Amanda była jedyną z pięciu dziewczyn które szczerze lubiłam.
Reszta z nich to głupie sztuczne suki, które na każdym kroku liżą
mi dupę dlatego, że mam więcej kasy od nich i jestem z Robinem.
Wszyscy do nas podeszli i się przywitali. Każdy zaczął z kimś o
czymś gadać a ja stałam z boku. Nie mając ochoty z nikim gadać,
a tym bardziej być na tym koncercie.
Podeszła do mnie
Alicja z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Zapowiada się
niesamowity koncert.
-Skąd ta pewność?
-zapytałam ją ironicznie, po czym zarzuciłam włosy na plecy.
Alicja skinęłam
głową na chłopaków. Conor podawał Robinowi jakieś proszki i
trawę.
Podeszłam do
Robina i chwyciłam go za rękę.
-Jak ty chcesz
potem wracać do domu?- zapytałam ściszonym głosem.
Nie raz
widziałam już go naćpanego i wcale nie uśmiechało mi się to.
Stawał się wtedy bardo agresywny, nie raz pobił się z którymś z
chłopaków a nawet zdarzyło mu się zakatował Carly która
próbowała go uspokoić.
-O mnie się nie
martw. Jestem już dużym chłopcem i umiem o siebie
zadbać.-powiedział po czym wyrwał rękę z mojego uścisku.
Ja na to wszystko
tylko przewróciłam oczami. Wiedziałam, że to wszystko źle się
skończy...
Byliśmy już w
hali. Wszyscy się o siebie ocierali chcąc być jak najbliżej
sceny.
Po 15 minutach
koncert się zaczął. Była to jakaś grupa rockowa. Wszyscy
świetnie się bawili. A na chłopaków trawa i inne proszki zaczęły
już działać. Darli się, świrowali, przepychali i próbowali
poderwać jakieś laski,albo lizali się z któraś z dziewczyn z
naszej paczki.
Poczułam jak ktoś
od tyłu mnie łapie i przytula. Gwałtownie się obróciłam a stał
tam Robin.
-Hej skrabie, jak
się bawisz? -zapytał zbliżając swoją twarz do mojej.
-Bywało lepiej. A
tobie już nagle wszystko minęło?
-Kochanie, nie bądź
taka pamiętliwa weź wyluzuj. -powiedział zaciągając się ziołem.
-Chcesz spróbować?
-podał mi to pod twarz.
Mimo iż jakiś
głos w mojej głowie mówił mi aby tego za żadne skarby świata
nie brałam, to ja jak zwykle zrobiłam mu na przekór i raz się
zaciągnęłam. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, a na
twarzy Robina gościł uśmiech.
-A wiesz co teraz
zrobię? -powiedział mi na ucho, przyciągając mnie jeszcze mocniej
do siebie.
Zrobiłam
zaciekawioną miną po czym on wpił swoje usta w moje. Całowaliśmy
się tak przez dłuższą chwilę kiedy to do niego podbiegł Conor
wskakując mu na plecy.
Krzyczał wiele
niezrozumiałych mi zdań wyłapywałam tylko trawa, laska, seks,
alkohol, gnojek.
Nic z tego nie
wywnioskowałam, ale najwidoczniej Robin tak bo odpowiedział mu
krótkie nieusłyszane zdanie. Po czym razem ruszyli.
Robiło się już
całkiem gorąco, ponieważ nie tylko nasza ekipa wpadła na pomysł
by się „rozluźnić” . Gdzie niegadzie ludzie zaczynali
się bić, rozwalać szklane butelki o siebie. Jedna wręcz
przeleciała mi milimetr koło twarzy. Stawało się coraz gorzej, a
mój mózg na tyle racjonalnie myślał i podpowiedział mi jedno
stanowcze słowo SPIERDALAJ! Tak więc i zrobiłam. Przeciskałam się
prze tłum nawalonych ludzi aby stąd wyjść, kiedy ktoś mnie
złapał mocno za rękę i przyciągnął do siebie- był to Robin.
Miał podbite oko i był nieźle wkurwiony. Zupełnie inny człowiek
niż przed 10 minutami.
-Gdzie ty kurwa
idziesz? -wycedził przez zęby, mocniej łapiąc mnie jeszcze
mocniej za rękę.
-Wychodzę stąd.
-powiedziałam lekko drżącym głosem. Bo wiedziałam, że on już
nad sobą nie panuje.
-Sama? -rozejrzał
się wokół nas.
-No tak, a z kim
mam iść? -zapytałam nie wiedząc o co mu chodzi.
-Nie kłam szmato!
Doskonale wiem, że mnie zdradzasz! Tylko z kim do cholery jasnej?!
Ja Ci już nie wystarczam?!- Zaczął na mnie krzyczeć i szarpać.
-Co ty do cholery
jasnej wygadujesz?! Przecież wiesz doskonale, ze Cię nigdy nie
zdradziłam!
-Kłamiesz!-powiedział
popychając mnie w tłum.
Nie utrzymałam
równowagi więc upadłam. Po chwili poczułam jak ktoś mnie
podnosi- Robin.
-Nigdy więcej mnie
nie zdradzisz! -wysyczał przez zęby po czym uderzył mnie w brzuch
i puścił.
Nie wytrzymałam
bólu więc upadlam na kolana. Robin patrzył się jeszcze przez
chwilę na mnie po czym odszedł spluwając w moją stronę.
Zgięłam się w
pół z bólu i poczułam jak czyjeś ręce oplatają mnie i podnoszą
przede mną stał...
_____________________________
Okej... teraz już wiem, że nie chwali się dnia przed zachodem słońca. Pochwaliłam was za 7 komentarzy pod 1 rozdziałem a pod 2 były tylko 2 *smutno*, więc postanowiłam robić coś takiego 5 komentarzy=Nowy rozdział ; )
Czytasz=Komentuj
Oh Justin wybawca pojawia się zawsze kiedy tego potrzeba :) Jestę filozofę. Ogólnie rozdział fajny ;)
OdpowiedzUsuń@CheshireCat0102
sddddaaa nastepny dawaj , jest swietny :)
OdpowiedzUsuń