sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 7


Skulona w kącie łazienki siedziałam wpatrując się w brudne kafelki na ścianach. Wyciągnęłam telefon i weszłam w kontakty, pomału jechałam palcem czytając każdy kontakt po kolei. Annabel, Carla, Corinne, Edith,Clark..... aż zatrzymałam się na jednym Oliver -jest moim najlepszym przyjacielem, jemu mogę powiedzieć naprawdę wszystko tylko jest jeden problem, mieszka w Paryżu. A ja potrzebuję kogoś na miejscu komu mogę się zwierzyć. W telefonie mam ponad 200 numerów telefonów a tak naprawdę nie znam tych ludzi, jeżeli już spędzamy czas to na chlaniu, nie było nigdy czegoś takiego jak wyjście od tak. Musi być jakaś grubsza impreza aby się z nimi spotkać czy coś.
Jestem sama....
Tak, właśnie te słowa miałam cały czas w głowie. Uświadomiły mi to, że mam miliard znajomych ale tylko jednego przyjaciela który mieszka daleko ode mnie a tutaj jestem zupełnie sama.
Pierwszy raz od bardzo wielu lat po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Nie miałam nikogo. To są chyba najgorsze słowa jakie mogły być tylko w mojej głowie.
Schowałam telefon do kieszeni zwijając się w kłębek zaczęłam płakać. Prawdopodobne płakałam już drugą godzinę, aż do łazienki wbiegał wkurwiona Samanta.
-Co ty tutaj odpierdalasz?! Zostawiasz mnie na parę godzin sama z tym całym burdele i sobie tak po prostu siedzisz i....
Podniosłam głowę i popatrzyłam jej prosto w oczy, musiałam wyglądać strasznie bo jej wyraz twarzy momentalnie się zmienił, a usta zacisnęły w cienką linię.
-Wszystko ok? -zapytała nieco zmieszana.
-No kurwa zajebiście, nie widać! Przecież w chuj tryskam energią, radość wylatuje mi uszami! Po prostu sram tańczą! -wykrzyczałam zirytowana.
-Ej spierdalaj, chciałam być dla ciebie miła, ale cóż najwidoczniej masz bardzo dużo wartościowych znajomych którzy Cię pocieszą, nieprawdaż?
-Zostaw mnie samą! -warknęłam.
-Okej, jak chcesz. Tylko jak jest tak zajebiście to wracaj do pracy bo nie wyrabiam.
Patrzyłam przez dłuższą chwilę na nią jak na ostatnią debilkę po czym wstałam.
-No dziękuję, że księżniczka postanowiła się ruszyć!
Poszłam na zaplecze i z szewki wyciągnęłam torebkę, wyszłam szybkim krokiem z baru i odpaliłam papierosa. Zaciągnęłam się parę razy, i nie wiadomo kiedy spaliłam, pierwszy raz nie pomógł mi się uspokoić, wzięłam drugiego, trzeciego, czwartego i KURWA NIC!

Wchodząc do domu miałam tylko jeden kierunek.... barek. Wyciągnęłam z niego wódkę i zaczęłam ją pić z gwinta i krztusić się. Nie wiedziałam co mam robić. Nie chciałam już o ty myśleć! Usiadłam na kanapie i zaczęłam stopniowo przypominać sobie czemu w ogóle ten związek się zaczął. Ach no tak... bo ja oczywiście muszę lecieć na niegrzecznych chłopców. Kurwa, ja to jestem pojebana, zakochałam się w nim kiedy ten pobił się z moim byłym. I mi to kurwa zaimponowało. No ja pierdole! Serio?! Krytykowałam cały czas swój wybór i piłam wódkę. Nie wiedząc kiedy wypiłam całą butelkę. Nigdy nie wypiłam takiej ilości alkoholu w tak małym czasie, na co mój żołądek wcale się nie ucieszył, wyszedł z tego tylko jeden wielki paw. Cały dywan był obrzygany. Położyłam butelkę na podłodze, a sama ułożyłam się wygodnie na kanapie. Wyciągnęłam rękę i sięgnęłam po paczkę papierosów, wyciągnęłam jednego z paczki i zapaliłam. Leżałam już tak z 10 minut aż usłyszałam głos.
-Wiesz tobie to można tylko współczuć. Jesteś kompletnie sama, nie masz nikogo. A jedynym twoim przyjacielem są pieniądze, alkohol i papierosy.
Wystraszona podskoczyłam i zaczęłam się rozglądać po pokoju.
-Ślicznotko wysili swój wzrok.-powiedział głos tuż koło mojego ucha.
Momentalnie obróciłam się i za sobą ujrzałam zebrę w stroju baletnicy.
-Kurwa, mi to już całkowicie odbija. -wymamrotałam, pomrugałam parę razy i nic. Dalej tam stała!
-Zebra w stroju baletnicy stoi u mnie w domu i na dodatek gada. -powiedziałam patrząc na zebrę.
-Co taka zdziwiona? Tak to jest jak spali się całą paczkę papierosów w 30 minut, a półtora ilitra wypije się w 10 minut. Ale wiesz powinnaś być wdzięczna, że to tylko bo za mnie chciał przyjść sam Voldemord.
Patrzyłam się na to chujstwo i cały czas w myślach powtarzałam sobie, że to nie dzieje się naprawdę i to coś sobie w końcu pójdzie. Ale nie! Ta zebra usiadła sobie koło mnie jak gdyby nigdy nic.
-Zadzwoń do niego?
-Do kogo? -zapytałam zdziwiona.
-Do człowieka który przez ostatnie 3 dni wyzywał Cię od idiotek dlatego, że jesteś z Robinem.-powiedziała zebra jak była by to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Cofnęłam się w czasie” o te 3 dni i przypomniałam sobie... Justin.
-Po co mam dzwonić do Justina?
-Bo będzie to jedyna osoba która Cię wysłucha.
-Skąd to wiesz?
-Bo jestem zebrą! Ale pomyśl kto by Ci pomógł?! Po co twoi „przyjaciele” mieli by Ci pomóc, przecież nie zapraszasz ich na mega imprezę tylko prosisz o pomoc!
-Ale skąd wiesz, że Justin będzie w ogóle chciał ze mną rozmawiać a tym bardziej przyjść!
-Kurwa! Po prostu zadzwoń okej?
-No i co powiem „Hej Justin, wiesz co dzwonię do ciebie dlatego, że zebra ubrana w sukienkę baletnicy powiedziała mi abym do ciebie zadzwoniła. No bo wszyscy ludzie którzy mnie znają mają mnie po prostu w dupie. A czuję się tak samotna, że nie mam z kim porozmawiać i zostaje mi do wyboru ty albo ta zebra. To co wpadniesz?”
-Dokładnie tak! Teraz dzwoń!
-Pojebało Cię całkowicie! Zrobię z siebie idiotkę!
-Rozmawiasz właśnie z zebrą, robisz właśnie siebie idiotkę.
-Okej. -podniosłam telefon ze stolnik i wybrałam numer Justina.
Po 4 sygnałach odebrał.
-Tak?
-Hej, to ja Monika... -wymamrotałam, nie wierząc że naprawdę do niego zadzwoniłam.
-A no tak, cześć. -powiedział obojętnym głosem. Coraz bardziej żałowałam, że do niego zadzwoniłam. Kurwa kto normalny słucha się zebry w stroju baletnicy?! Ach no tak Monika!
-Okej...Sorry, że zawracam Ci głowę, ale wiem, że zabrzmi to cholernie dziwnie ale zadzwoniłam.... -wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze -Nie, nie wiem dlaczego zadzwoniłam. -powiedziałam zrezygnowana, przecież nie powiem mu, że zebra mi kazała.
-Coś się stało? -zapytał po dłuższej chwili.
-Nie, tak, nie, tak.... miałeś rację...
-W czym?-zapytał zaskoczony.
-Z Robinem. Naprawdę jest pieprzonym dupkiem.
-Uderzył Cię?
-Tak.-powiedziałam ze łzami w oczach przypominając sobie to zdarzenie.
Justin tak głośno przełknął ślinę, że to usłyszałam.
-Chcesz pogadać czy coś?
-Mógł byś do mnie przyjechać? -zapytałam nieśmiało.
-Ok, będę za jakieś 20 minut.
-Dzięki. -podziękowałam po czym się rozłączyłam.
-A nie mówiłem.
-Zamknij się! I weź stąd idź!
-Idiotko jak mam sobie iść jak sama mnie wymyśliłaś! JESTEM W TWOJEJ GŁOWIE! -powiedział stukając mnie kopytem w głowie.
-Jak bym miała wymyślić sobie kogoś z kim chciała bym porozmawiać to był by to bardzie ktoś podobny do Justina Timnerlaka.
-Nie do mnie pretensje.

Po 30 minutach.
Dzwonek zabrzmiał po całym domu, od razu wstałam i otworzyłam.
Justina mina była coś typu (o_O).
-Jestem cała rozmazana prawda?
-No troszkę. Ale nie ważne.-powiedział wchodząc do mieszkania.
Usiedliśmy na kanapie a ja jemu wszystko opowiedziałam, nawet o zebrze która zniknęła.
-Czyli jestem tutaj dzięki gadającej zebrze?
-No tak, ale nie chcę teraz o niej gadać.
-Jasne rozumiem.-powiedział obejmując mnie ramieniem.
-Justin, nie wiem co mam zrobić.
-Musisz z nim zerwać. -powiedział stanowczo.
-Wiem to, chcę to zrobić ale się boję.
Nie odzywał się do mnie prze dłuższą chwilę aż w końcu oznajmił.
-Pójdę z tobą. Wtedy będziemy mieli pewność, że nic Ci nie robi.
-Nie wiem... nie powinnam Cię w to wszystko mieszać.
-Zaufaj mi tak będzie dobrze. Nie masz co się przejmować mną, jak nie chciał bym się w to mieszać po prostu bym wymyślił jakąś wymówkę. Chcę Ci pomóc.
-Dziękuję. -powiedziałam wtulając się w jego ramię.
-Nie ma za co.
-Mogę Cię o coś jeszcze spytać?
-No jasne.
-Dlaczego to robisz?
-Ale, że co? -zapytał zdziwiony.
-Pomagasz mi. Jestem tego wręcz pewna i zebra mnie też w tym uświadomiła, że gdybym zadzwoniła do kogo kol wiek z mich znajomych nikt by mi nie pomógł. A ty mnie prawie nie znasz a mi pomagasz. Dlaczego?
-Nie wiem czemu ale mam do ciebie sentymenty. I twoje wymiociny tak samo cuchną jak moje.-powiedział wskazując na dywan.
-Ach... no tak, jutro ktoś to posprząta.
-Więc....
-Więc co?
-Jest już północ chodźmy spać.-wstał i pociągnął mnie za rękę.
-Chodźmy spać?-zapytała, zatrzymując się.
-Tak. Teraz idziemy spać a jutro pojedziemy do Robina i powiesz mu, że to koniec. Przecież nie zostawię Cię teraz samej.
-Czyli ty do gościnnego a.....
-Nie, nie, nie. Mówiłem już Ci, że się boję spać sam w nowych miejscach.
-Ach no tak, zapomniałam.-zaśmiałam się pod nosem.
Obydwoje poszliśmy do mojego pokoju. Wyciągnęłam z szafki szorty i bluzkę na ramiączka i poszłam wziąć prysznic.
*
Wychodząc z łazienki zobaczyłam Justina stojącego przy oknie.
-Wspaniały widok co nie?
-O już wyszłaś, tak nieziemski.
Weszłam do łóżka i przypatrywałam się mu. Justin po chwili podszedł do łóżka zdjął ubrania i został w samych bokserkach. Niech Cię szlak trafi za tą klatę. Położył się koło mnie a ja poczułam jego zapach. Pachniał wanilią.
-Dobranoc.
-Dobranoc....
_________________________
O Borze się namęczyłam z tym rozdziałem! Pisałam go 4 dni. Istna katorga, ale w końcu się udało.
Jak się podoba? Liczę na waszą opinię. (przypominam jeżeli nie chce Ci się pisać co o ty myślisz napisz tylko "czytam" abym wiedziała ile osób to czyta)
A no i jak chciał by ktoś być informowany o nowych rozdziałach niech pisze w komentarzu ; ) 
Czytasz-Komentuj 

9 komentarzy:

  1. Suuper piszesz :D Życzę weny na nn rozdział <3 !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Czytam xx
    @CheshireCat0102

    OdpowiedzUsuń
  3. dobrze,że Monika zadzwoniła do Justina. Ciekawa jestem reakcji Robina na to wszystko ;x

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne. Podoba mi się :)

    OdpowiedzUsuń
  5. zajebisty! hahahahaha uśmiałam się z tą zebrą ;) #lol hahaha

    OdpowiedzUsuń
  6. Robin to debil! niech Monika z nim zerwie!

    OdpowiedzUsuń
  7. OMB! *.* ROZDZIAŁ ZAJEBISTY. JUSTIN JEST SŁODKI, ŻE OPIEKUJE SIĘ MONIKĄ. A ROBIN TO PALANT. JESTEM BARDZO BARDZO BARDZO CIEKAWA CO BĘDZIE DALEJ. CHCĘ JUŻ NASTĘPNY! DODAWAJ JAK NAJSZYBCIEJ, SKARBIE! <3 / @angelika1500

    OdpowiedzUsuń
  8. świetne opowiadanie! będę czytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. świetnee xxx chcę następny rozdział i Monike z Justinem razem <333 ;)

    OdpowiedzUsuń